Z tego wpisu dowiecie się: co wspólnego mieszkanki Upper East Side mają z gatunkiem pawianów oliwkowych i ile wydają na urodę?
Z założenia, ten blog miał zachęcać do Ameryki, ale po przeczytaniu książki „Naczelne z Park Avenue“ każdemu odechce się mieszkania na nowojorskiej Upper East Side. Pierwsza dobra wiadomość jest jednak taka – że ani Wam, ani mnie to nie grozi, bo nigdy nas nie będzie na to stać. Druga dobra wiadomość – książka jest naprawdę świetna.
Zaczynamy od początku – czyli od autorki i bohaterki w jednym. Wednesday Martin jest panią naukowiec, doktorem antropologii, która pewnego dnia przeniosła się z mężem z Dolnego Manhattanu na Upper East Side. I okazało się, że to zmiana tak wielka, jak przeprowadzka z Koluszek do Tokio.
Dla tych, którzy w Nowym Jorku jeszcze nie byli – Upper East Side to wisienka na torcie Manhattanu. O ile Dolny Manhattan wybierają do życia raczej artyści, single czy imprezowicze (oczywiście – nadal przy odpowiednim zasobie porfela), o tyle tereny położone na wschód od Central Parku to już snoberia, blichtr i szyk. I to taki, że drożej na Manhattanie się już nie da.
Brzmi kusząco – ale jak twierdzi Wednesday Martin – nie do końca. Okazuje się bowiem, że pod fasadą całego tego obrzydliwego bogactwa kryją się hierarchie, konwenanse i rytuały podobne do tych… ze świata ludów pierwotnych lub nawet zwierząt! I właśnie dlatego dr Martin opisuje rzeczywistość swoją i koleżanek, bazując właśnie na takich analogiach.
Co mnie osobiście najbardziej zszokowało? Dwie sprawy. Pierwsza – że na Upper East Side to, do jakiego żłobka wyśle się dziecko, ma wpływ nawet na to, do jakiego collegu dostanie się ono wiele lat później. I dlatego brzdące, które nie potrafią jeszcze porządnie mówić, już stawiane są przed koniecznością uczestnictwa w testach kwalifikacyjnych.
Druga – że przeciętna (i dość mało wymagająca) mieszkanka Upper East Side wydaje rocznie około 100 tysięcy dolarów tylko na urodę. Na peelingi do stóp, opalania natryskowe, detoksy sokami i zastrzyki w stopy, dzięki którym można wytrzymać cały wieczór w niewygodnych szpilkach. A dodajmy do tego jeszcze choćby niezbędne akcesorium każdej pani z okolicy, czyli Birkin Bag, której ceny zaczynają się od 8 tysięcy dolarów.
Zdaniem Wednesday Martin, konserwatywne i nieufne środowisko pań z Upper East Side przypomina stada pawianów oliwkowych – czyli bardzo shierarchizowanego matriarchatu, w którym samice znajdujące się na szczycie decydują praktycznie o wszystkim. A te postawione niżej – mogą awansować jedynie przez niekończące się próby przypodobania tym ważniejszym. Nie zepsuję jednak zabawy i nie zdradzę, czy autorka przystała na te plemienne reguły. To już musicie sprawdzić sami.
A teraz uwaga – konkurs!
Dla jednej/jednego z Was mam od wydawnictwa Znak egzemplarz książki Wednesday Martin „Naczelne z Park Avenue“. Trafi on w ręce osoby, która jako pierwsza w komentarzach pod tym tekstem odpowie na pytanie:
Jak w przeszłości potocznie nazywano dzielnicę Upper East Side?
Na koniec się chyba zawsze pisze: nagrody prześlemy pocztą, tak? Prześlę.
„dzielnica jedwabnych pończoch”
Tak jest! 🙂 Gratuluję! Proszę o podesłanie maila (adres w zakładce: Kontakt) z informacją, na jaki adres wysłać książkę. Pozdrawiam!