Na leżakowaniu urlop się nie kończy. Przeczytaj, jakie miejsca w Miami Beach warto odwiedzić , gdy już znudzi się Wam plażowanie.
Wskażcie mi takiego, co jedzie do Miami Beach głównie po to, by zwiedzać, wtedy zwrócę honor. Generalna i bardzo oczywista zasada jest jednak taka, że do Miami się rusza przede wszystkim dla plażingu. Mięciutki złoty piasek i obłędny ocean – to wystarczy, by każdego roku przyciągnąć do miasta i jego okolic średnio 15 milionów turystów. A przyjeżdżając na miejsce, od razu wiadomo, że rozgrzeszony zostanie tu każdy, kto przez cały pobyt nie zdecyduje się choćby na chwilę wstać z leżaka.
Miami Beach to jednak na tyle barwne miejsce, że mimo wszystko – po leniwym leżakowaniu – warto je trochę poeksplorować. Pomysłów, jak to zrobić, z pewnością jest milion, a ten przewodnik można by uzupełnić o kilka kolejnych ciekawych miejscówek, takich jak choćby Basen Wenecki w Coral Gables pod Miami. Oto jednak moje własne (i sprawdzone na własnej skórze) pomysły na popołudnia w Miami i Miami Beach.
DAJ SIĘ ZACHWYCIĆ ART DECO
Tę opcję wymieniam jako pierwszą, bo art deco absolutnie uwielbiam. Poza tym – tak wielu budynków zaprojektowanych właśnie w tym stylu nie znajdziecie nigdzie indziej na świecie, tylko w Miami Beach. Na początku lat 70. deweloperzy planowali je wyburzyć, ale na szczęście nie pozwolili na to lokalni aktywiści. Dziś więc znajdziecie je w Miami Beach dosłownie wszędzie, choć radziłabym szukać głównie przy Ocean Drive i Collins Avenue. Ich pastelowe kolory i geometryczne formy w ciągu sekundy przeniosą Was w lata 30. XX wieku. Najsłynniejsze artdecowskie budynki w Miami Beach to m.in. gmach poczty przy 1300 Washington Avenue, Park Central Hotel przy 630 Ocean Drive czy butik The Webster przy 1220 Collins Avenue
PRZECHADZAJ SIĘ PO WYBRZEŻU
W końcu bezcelowe przechadzanie się to nieodłączny i jakże przyjemny element wczasowego życia, prawda?! Przez prawie całe wschodnie wybrzeże prowadzi nadmorski pasaż pozwalający pokonać Miami Beach z góry na dół (lub z dołu do góry), ani razu nie tracąc z oczu oceanu. Nie jest to przy tym deptak, jaki znamy z polskich kurortów – obsiany stoiskami z balonami, bibelotami i kiczem całego świata – lecz po prostu (węższa lub szersza) ścieżka dla pieszych i rowerzystów, która aż prosi się, by po niej pospacerować.
ZOBACZ DOM VERSACE I UCIEKAJ Z OCEAN DRIVE
Słynny dom, w którym mieszkał, a potem (dokładnie 15 lipca 1997 roku) został zastrzelony projektant Gianni Versace stoi przy 1116 Ocean Drive. I pewnie w tym momencie wielu osobom się narażę, ale dla mnie osobiście – budynek ten plus kilka innych (mniej znanych, lecz zaprojektowanych w stylu art deco) są w zasadzie jedyną atrakcją tej części miasteczka.
Samo Ocean Drive – choć kiedyś mnie fascynowało, bo stanowiło kwintesencję stereotypowego myślenia o Miami Beach, dziś już tylko mnie męczy. Widocznie zrobiłam się na Ocean Drive za stara. Jest tam dla mnie zbyt imprezowo, zbyt głośno, zbyt tłoczno i zbyt turystycznie. Muzyka dudni tu na cały regulator. Knajpy nie mają klimatu, a jedyne, co potrafią zaserwować gościom to gigantyczne Margarity zmieszane z piwem Corona. Idąc chodnikiem, trzeba przeciskać się wśród innych turystów. I jeszcze trudno nie współczuć wszystkim, którzy wynajęli eleganckie cabriolety, by zadawać szyku na Ocean Drive – a tymczasem muszą stać w gigantycznym korku, bo nie tylko oni wpadli na ten pomysł.
Co innego dom Versace, którego fachowa nazwa brzmi Villa Casa Casuarina. To naprawdę kawał przepięknej śródziemnomorskiej architektury, która powstała tu w latach 30. XX wieku. Versace kupił tę rezydencję w 1992 roku za prawie 3 miliony dolarów. Do swojej dyspozycji miał siedem salonów, osiem sypialni, dwie kuchnie, dziesięć łazienek, bar, bibliotekę i wielki ogród z basenem.
W 2015 roku dom został przerobiony na ekskluzywny hotel – dlatego jeśli nie dysponujemy budżetem na tyle dużym, by starczyło na nocleg (ok. 3 tys. złotych za noc) lub kolację, wtedy Casa Casuarina jest dla nas niestety dostępna do podziwiania wyłącznie z zewnątrz.
POSPACERUJ LINCOLN ROAD LUB ESPAÑOLA WAY
To – przynajmniej moim zdaniem – o wiele przyjemniejsza opcja, niż przeludniona Ocean Drive. Lincoln Road jest w zasadzie czymś na kształt warszawskiego Nowego Światu, tyle że w wariancie tropikalnym. Ot, zamknięty dla ruchu samochodów deptak z restauracjami i sklepami po obu stronach. A mimo to, zawsze lubię tamtędy się powłóczyć, szczególnie wieczorami. Szwędania się wśród palm nigdy nie za wiele, poza tym – w każdej sekundzie można przysiąść na drinka.
Podobną sympatią darzę zresztą Española Way, czyli niewielką, urokliwą uliczkę zabudowaną ciasno restauracjami – jedno z najstarszych miejsc w Miami Beach.
ODWIEDŹ CENTRUM MIAMI
Jedno popołudnie z pewnością warto spędzić na wycieczce do centrum Miami. Przejazd uberem z Miami Beach będzie Was kosztował nie więcej, niż 8 dolarów i to chyba najłatwiejsza opcja dotarcia do downtown. Po Miami Beach i Miami jeżdżą co prawda zarówno zwykłe miejskie autobusy, jak i bezpłatne zabytkowe „trolejki” – te jednak sprawdzają się w zasadzie wyłącznie wtedy, gdy chcemy się przemieścić w ramach Miami Beach lub Miami, a w zanadrzu mamy bezmiar czasu i cierpliwości. (Na pewno jednak warto sprawdzić trasy, jakimi jeżdżą na stronach: miamibeachfl.gov i miamigov.com)
Najładniejsze miejsce w downtown Miami to Bayfront – nabrzeże. Zagospodarowane jest parkami i zielenią, ale to właśnie tam znajdziemy też Bayside Marketplace, czyli przystań ze sklepami i knajpami, w tym popularną w nadmorskich amerykańskich miejscowościach sieciówkę Bubba Gump Shrimp nawiązującą do filmu „Forrest Gump”. W Bayside Marketplace dobrze zatrzymać się choćby po to, by kupić swieżo pokrojone ananasy i z nimi w rękach ruszyć w dalszą drogę.
ZOBACZ MAŁĄ KUBĘ
A jeśli masz ochotę dalej eksplorować Miami, to wsiądź w trolejkę, która zawiezie cię do Little Havana. Biorąc po uwagę fakt, że 50 procent mieszkańców Miami to Kubańczycy, można uznać, że to właśnie w dzielnicy Mała Kuba bije prawdziwe serce miasta. Jej trzonem jest tzw. Calle Ocho, czyli po prostu 8th Street i to właśnie w jej obrębie najlepiej się pokręcić. Zobaczycie tu typowe, klimatyczne kubańskie knajpki i restauracje (na których ja – niestety trochę się zawiodłam, o czym pisałam Was już we wpisie o jedzeniu w Miami), ludzi grających w warcaby na ulicach, piękne środkowoamerykańskie mozaiki i murale, pomnik upamiętniający inwazję w Zatoce Świń, a nawet lokalny Walk of Fame.
A jak już to wszystko zobaczycie… to oczywiście szybciutko wracajcie na plażę 😀